... No i podsumowanie poprzedniego tygodnia oraz relacja z weekendu. Zacznę od zaległego bilansu:
Bilans sobotni (29.11.2025)
Kcal zjedzone: 932
Kcal spalone: 1100 podstawa + 81 z ćwiczeń, czyli 1181
Woda: +/- 2000ml
Ważyłam się dopiero dzisiaj przez to, że w tamtym tygodniu dostałam okres, a chciałam żeby wynik jak najbardziej był wiarygodny.
Waga: 84.3kg Jupi! 1,6kg na minusie.
Ogólnie zeszły tydzień nie był najgorszy, było kilka minusów, było kilka plusów, ogólnie wyszło na plus:
+
▪️ brak podjadania
▪️trzymanie się założonej kaloryczności
▪️troszeczkę ruchu
▪️spadek wagi
▪️nie zajadanie emocji.
-
▪️huśtawka emocjonalna
▪️mniejsza ilość ćwiczeń niż bym tego chciała
▪️okres
▪️lekkie przeziębienie (?!) (Jak w ogóle można być przeziębionym dwa razy w ciągu dwóch tygodni?! Ostatni raz takie coś przydarzyło mi się chyba w przedszkolu.)
Co do weekendu, w sobotę pojechaliśmy do rodziny Karola na wieś. Bardzo ich lubię, młoda zachwycona wyjazdem, pogadałam z ciocią, przeszłam się po świeżym powietrzu. Głowa mi się trochę przewietrzyła. Nawet katar tak nie dokuczał. Biedna ciocia, rozdarta między wiejską gościnnością a zrozumieniem dla mojej diety tylko co jakiś czas wspominała: "Zjedz, bo Ty nic nie jesz, głodna będziesz. Ale rozumiem, dieta, więc nie zmuszam" To było urocze.
Niedziela bez liczenia kalorii, ale też nie było źle. Jedyne co to zjadłam nielegalnego to jeden pierniczek, taki w mlecznej czekoladzie z Biedronki. Karol je uwielbia, więc kupiliśmy. Trochę mialam co do nich obawy, że w końcu się złamię i zeżrę pół paczki, jak to mi się kiedyś zdarzało, ale nawet mnie nie ciągnęło. Mimo, że otwarta paczka stała kilka dni w kuchni. Także w niedzielę z przyjemnością zjadłam jednego do kawy i wystarczyło.
Teraz zaczynam nowy tydzień, mam nadzieję że obędzie się bez kryzysów i będę mogła trochę więcej ćwiczyć 💪
Komentarze
Prześlij komentarz